W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Szczegółowe informacje znajdują się w POLITYCE PRYWATNOŚCI I WYKORZYSTYWANIA PLIKÓW COOKIES. X
YOCHI

Aktualności

Pierwszą książkę dla dzieci zaczął pisać po kryjomu. Rozmowa z Marcinem Szczygielskim

2023-11-26 07:17:00
Marcin Szafrański
Napisz do autora
Pierwszą książkę dla dzieci zaczął pisać po kryjomu. Rozmowa z Marcinem Szczygielskim

– Zawsze chciałem pisać książki dla dzieci i uważałem, że to jest taki najbardziej szlachetny rodzaj twórczości – mówi autor Marcin Szczygielski, który był gościem Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Zofii Urbanowskiej w Koninie. Wziął udział w Nocy w Bibliotece i spotkał się z najmłodszymi czytelnikami.

Młodzi czytelnicy w Koninie mieli do pisarza sporo pytań, a ten chętnie na nie odpowiadał, a także zaprezentował fragment jednej ze swoich książek. Słuchając trzeba było być bardzo uważnym, bo potem padło pytanie konkursowe. Poprawne odpowiedzi były nagradzane. Zresztą takich atrakcji tego wieczoru w bibliotece było więcej, a wszystkim towarzyszyła aura tajemniczości. My w tym czasie, gdy młodzi czytelnicy rozwiązywali zagadki, mieliśmy okazję porozmawiać z Marcinem Szczygielskim.

– Jak zaczęła się pana przygoda z pisaniem książek dla dzieci?

– Zawsze chciałem pisać książki dla dzieci i uważałem, że to jest najbardziej szlachetny rodzaj twórczości, ale również, że pisanie książek dla młodego odbiorcy jest dużo trudniejsze niż dla dorosłych. Pierwszą książkę zacząłem pisać po kryjomu. Nikomu się do tego nie przyznałem. Napisałem wtedy dwa rozdziały i uznałem, że to jest coś absolutnie nieodpowiedzialnego. Nie wiedziałem nawet, czy potrafię pisać, a pisząc złą książkę dla młodego człowieka, najzwyczajniej w świecie, mogę mu zrobić krzywdę. Uznałem, że najpierw potrenuję na dorosłych. I zacząłem pisać dla nich. To mi się dość udawało. Moje książki ukazywały się i były komercyjnie chętnie czytanymi i zabawnymi produkcjami. Po piątej powieści dla dorosłych uznałem, że już chyba na tyle umiem pisać, że mogę spróbować pisać dla młodszych. Pisanie dla dzieciaków jest dla mnie dużo fajniejsze, bo to jest naprawdę wielka frajda. A pisanie dla dorosłych zawsze wydawało mi się, nie chciałbym używać mocnych słów, ale trochę stratą czasu. Pisząc książkę dla młodego człowieka, jestem w stanie coś w tym świecie zmienić, bo mogę mu na jakieś jego aspekty otworzyć oczy, uwrażliwić. Natomiast w przypadku książek dla dorosłych, trzeba być naprawdę wybitnym twórcą, żeby napisać coś takiego, co go zmieni. Dorośli są już ukształtowani.

– Wydaje mi się, że dzieci są też bardziej szczere i nie boją się powiedzieć, co myślą o danej postaci czy historii?

– Zabawne jest to, że dorosłego jest dużo łatwiej oszukać. Jeśli napisze się coś, czego on nie zrozumie, a inni dookoła będą mówili, że to jest takie świetne, to on się nie przyzna, że nie rozumie. Młodzi ludzie nie mają w sobie tego mechanizmu. Są bardzo szczerzy, oceniają rzeczy wprost i jeśli czegoś nie rozumieją, mówią o tym, że jest to głupie. Każda kolejna książka dla młodego czytelnika to jest więc w pewnym sensie debiut. Dla niego nie ma wielkiego znaczenia, czy nazywam się tak czy siak, oni nie zawsze patrzą na nazwisko autora, ich interesuje historia.

– Prowadzi pan jakieś swoje „badania”, co dzieci może zainteresować, pyta kogoś z rodziny?

– Nie, choć pewnie robię to nieświadomie, tak jak tutaj w bibliotece w Koninie, gdzie podpytywałem młodych gości, którzy przyszyli na spotkanie, na przykład o ich stosunek do gier komputerowych. To jest dla mnie pewnego rodzaju „research”, bo to się bardzo zmienia. Od dawna siedzę w tym świecie, bo moja pierwsza książka dla młodzieży ukazała się w 2008 roku. Ci, którzy ją czytali, są już teraz dorośli. Widzę jak przez te dekady oni się zmieniają i zmienia się ich stosunek do różnych rzeczy. Muszę trzymać rękę na pulsie. Uświadomiłem sobie też, że pisanie dla dzieciaków książek obyczajowych w tym tak szybko zmieniającym się świecie, sprawia, że one mają bardzo krótkie życie.

– Nad czym pan teraz pracuje?

– Kilka dni temu ukazała się druga część książki, którą wydałem rok temu „Antosia w bezkresie”, natomiast lada moment „Zbójeckie nasienie” będzie w księgarniach, o ile już nie jest. To jest książka historyczna. Bohaterka jest aresztowana przez NKWD i razem z mamą zostaje wywieziona w głąb Związku Radzieckiego. Rzecz dzieje się na początku II wojny światowej. To taka poważniejsza pozycja, a z lżejszych – niebawem ukaże się drugi tom cyklu, który rozpocząłem w kwietniu tego roku z wydawnictwem Bajka – „Dom Rodomiłów”. Trzeci tom już też jest gotowy. Jestem bardzo ciekaw, jak to wszystko zostanie przyjęte, bo na razie się dopiero rozkręca.