Nieco szybciej niż w poprzednich latach do bociana przyleciała narzeczona, która zimę spędziła w ciepłych krajach. – Była tak zmęczona, że przez pierwsze dni tylko leżała – podkreślił były sołtys wsi, przy posesji którego po raz trzeci bociek pozostał w gnieździe.
Bociana z Rozalina obserwujemy od trzech lat, bo tyle czasu nie odlatuje jesienią ze wszystkimi, tylko pozostaje w gnieździe. Były już dzisiaj sołtys Wiesław Smolarz co roku organizuje dla niego pomoc wraz z mieszkańcami, aby nie padł z głodu w oczekiwaniu na wiosnę.
Po kilku miesiącach wyczekiwania kilka dni temu przyleciała do niego narzeczona. – Trochę szybciej w tym roku, niż w poprzednich latach przybyła, a pierwsze dni tylko leżała, tak była zmęczona – zauważył Wiesław Smolarz. – Za to nasz bociek, jak przylatują po kolei inne ptaki, to przegania je z najbliższej okolicy, żeby nie mieć konkurencji. Nie leciał wielu tysięcy kilometrów, jest dobrze podkarmiony, więc ma na to siłę i przewagę nad innymi – dodał były sołtys. Kiedy pojechaliśmy sfotografować parę, boćka w gnieździe nie było. Oblatywał okolicę. A jego narzeczona zapozowała do zdjęć, po czym znów się położyła, by nabierać sił.
Pozostaje zatem teraz czekać, aż bociany doczekają jaj, z których potem wyklują się młode.