Nie tylko poparzone dłonie, uszkodzony wzrok, czy
pourywane palce. Brak wyobraźni podczas zabawy z fajerwerkami może się skończyć
również utratą słuchu. – Petarda to nie zabawka! Nieumiejętne i lekkomyślne
„strzelanie” często prowadzi do prawdziwych tragedii – ostrzega Bożena Janicka,
lekarz rodzinny, prezes Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia.
Wielu z nas już szykuje się na
ostatnią w roku noc. W niebo wystrzelą korki od szampana i kolorowe fajerwerki.
Choć nie każdy popiera huki, których najbardziej boją się zwierzęta, ciągle nie
brakuje amatorów pirotechnicznych „atrakcji”.
- Konsekwencje zabaw z petardami
bywają, niestety, zgubne. Co roku w okolicach Sylwestra placówki medyczne
oblegane są przez pacjentów z różnego rodzaju urazami. Wśród nich są zarówno
dorośli, osoby starsze, a także małe dzieci. Obrażenia bywają bardzo poważne. I
nie chodzi wyłącznie o poparzenia. Głośny wybuch w pobliżu twarzy może
doprowadzić również do urazu akustycznego, czyli uszkodzenia słuchu
spowodowanego hałasem. W skrajnych przypadkach może nawet dojść do pęknięcia
błony bębenkowej. Sygnałami
ostrzegawczymi świadczącymi o uszkodzeniu słuchu są najczęściej: szumy w uszach, ból uszu,
uczucie „dzwonienia” w uszach, krwawienie z uszu, czy chwilowa utrata
słuchu – przypomina Bożena Janicka.
Z badań wynika, że strzelające
fajerwerki emitują dźwięk o natężeniu 180 dB, a niekiedy nawet większe.
Tymczasem przebywanie w hałasie o natężeniu 100 dB stwarza zagrożenie
nieodwracalnego uszkodzenia słuchu.
– Dlatego apelujemy, żeby
fajerwerki obserwować z bezpiecznej odległości. Dobrym rozwiązaniem są
ochronniki słuchu – warto je zapewnić małym dzieciom. Jednak nic nie zastąpi
ostrożności. Chrońmy nasze uszy, oczy, dłonie! Niech sylwestrowa noc minie
spokojnie i bezpiecznie! – apeluje Bożena Janicka.