Elżbieta Sztamblewska na co dzień zajmuje się kulturą ludową. – Cieszy mnie to, że Koła Gospodyń Wiejskich w tej okolicy i w całym powiecie konińskim prężnie działają. Pewnie wiele mogłabym się od obecnych tu pań nauczyć, ponieważ już od lat zajmują się wyplataniem wieńców dożynkowych – mówiła. Odkąd pracuje w muzeum, jest członkiem jury podczas powiatowych dożynek. – Miałam okazję zobaczyć wiele wieńców. Można powiedzieć, że z roku na rok coraz bardziej wracają do takiej tradycyjnej formy, jak to było kiedyś, czyli im mniej, tym lepiej. Nie chodzi przecież o to, żeby wieniec był jak najbardziej strojny, żeby się uginał od wszystkiego, żeby był ciężki. Przede wszystkim ma być lekki. Pierwsze wieńce, które powstawały w Polsce, jeszcze przedwojenne, były bardzo małe, niewielkie. Im był mniejszy, tym był lepszy. Kiedyś wieniec dożynkowy pleciono na polu po zakończeniu żniw. Panie plotły go na szybko, zanosiły w korowodzie do gospodarza. Często zakładano go sobie na głowę w formie wianka. Przystrajano go tym, co było pod ręką – tłumaczyła. Później wieńce zaczęto rozbudowywać. Stawały się coraz większe na nieszczęście dla niosących.
– Po pleceniu wieńców na szybko, tych malutkich, robiono konstrukcje z witek wierzbowych w formie koła i korony, najczęściej z trzech pałąków związanych na górze. Czasem były cztery. Zasada była taka, że miał mieć formę korony i podstawę okrągłą. I na tym wyplatano wieniec. Jeśli jedzie się na konkurs z wieńcem, pierwsze na co zwraca uwagę komisja, to czy jest okrągły i ma formę korony albo stożka. To jest podstawa. Powinien mieć jak najmniej wyklejanych rzeczy, jak najwięcej wyplatanych, naturalnych – opowiadała. – Oprócz czterech podstawowych zbóż – jęczmienia, żyta, pszenicy i owsa – pojawiał się też len i proso. Na początku było tylko żyto i pszenica, potem kolejne zboża. Dzisiaj, gdybyśmy mieli patrzeć, co jest uprawiane, to można byłoby na przykład na Pomorzu dawać grykę. I pewnie w tym regionie ją wykorzystują, bo jest tego dużo. U nas w Wielkopolsce są cztery zboża.
Podstawą strojenia wieńca była też jarzębina. – Zawsze ją dodawano, bo była wykorzystywana w kuchni. Kiedyś jego ozdobą był też orzech laskowy – liście i owoce. Zakładano, że to miał być plon, więc musiały być produkty z pola, z ogródka, z sadu i z lasu. Choćby zioła czy właśnie orzech laskowy – wyjaśniała.
Jakie kwiaty można użyć w pleceniu? – Nawłoć, dziurawiec, wrotycz, krwawnik, macierzanka, nagietek, rumianek od ponad 200 lat pojawiały się w wieńcach. Także dalie, georginia i astry. Te kwiaty kwitną w różnych okresach, więc mogą być suszone. Nie ma przeciwwskazań, można używać kwiatów suszonych z tego roku. Można wplatać także słomki oraz kwiaty, które pojawiają się jesienią, byleby to nie były kwiaty kupne, np. róże. Chaber jest nietrwały, ale kiedyś go wplatano, gdy robiono wieniec szybko na polu. Był też mak pod ręką. Wtedy wieniec nie musiał wytrzymać kilku tygodni, był potrzebny na jeden dzień, żeby zanieść go do gospodarza i poświęcić w kościele. Potem najważniejsza była impreza po dożynkach. Nigdy nie wykorzystywano mieczyków, chociaż rzeczywiście rosną w ogrodach – wyjaśniała Elżbieta Sztamblewska.
Czy do wieńca wkładamy chleb? – Zawsze tradycyjnie gospodarz dożynek zanosił go do kościoła, tam był poświęcony i między wszystkich dzielony. Chleba nie wkładamy do wieńca, bo to jest produkt zbóż. Można natomiast włożyć owoce – śliwki, jabłka, gruszki. Winogrona tak, tylko, żeby były swojskie, a nie kupione, bo to od razu widać. Można włożyć dynię, warzywa. Może się tam po prostu znaleźć to, co zbieramy z pola. Dlatego można dodać także zioła ogrodowe. Wiadomo, że nie te, które się teraz pojawiły (bazylia), lepiej korzystać z tych tradycyjnych, które miała kiedyś babcia. Czasami w wieńcach pojawiają się elementy wyklejane z maku. Nasiona można wykorzystywać. Niektóre panie wykorzystują słomę, to też może być – mówiła Elżbieta Sztamblewska.
Dekoracją wieńca nie może być makaron. – Ktoś kiedyś wykleił z niego piękne kwiaty. Ładnie to wyglądało, ale nie można tego robić. Można dodać pestki z dyni, słonecznika, bo rosną w ogrodzie. Komisja zwraca uwagę na to, żeby nie wykorzystywać kulek styropianowych. Powszechne jest już klejenie elementów na ciepło i takie plastikowe trytytki (opaski zaciskowe), a powinien być sznurek. Używało się też wstążek. Teraz też można, ale tylko materiałowe. Nie są obowiązkowe, bo pojawiły się dużo później. Nie jest to element, który zaważy na ocenie w konkursie – tłumaczył gość. Na wieńcach zdarzały się też plastikowe kwiaty, a nie powinno ich tam być. – Lata są różne, czasem urodzaj jest mniejszy, gorszy, ale wtedy lepiej po prostu zrobić mniejszy wieniec – stwierdziła.
Jak mówiła Elżbieta Sztamblewska, tradycyjnie dożynki powinny się odbywać w sobotę. – Żeby w niedzielę odpocząć po… imprezie. Z przekonań ludowych wynikało, że najlepiej żniwa zacząć w środę albo w sobotę, że te dni są do tego najlepsze. Jeśli gospodarstwo było duże, żniwa trwały kilka dni, bo to dawniej była ciężka praca. Zakończenie żniw świętowano tego dnia, kiedy one rzeczywiście się zakończyły – mówiła.
– Plecenie wieńców dożynkowych jest w Polsce tradycją bardzo praktykowaną. Do końca nie wiemy czego możemy użyć, co zapleść. Chcemy się tego nauczyć i tę wiedzę przekazać młodym pokoleniom. To bardzo ważny temat, bo przecież w sierpniu w gminach odbywają się dożynki. W naszym kole jest sporo pań, które wyplatają wieńce dożynkowe. Nasz będziemy robiły na ostatni tydzień sierpnia – mówiła Małgorzata Jackowska, przewodnicząca kraśnickiego KGW. Tradycyjnie już członkinie KGW w Kraśnicy zaprosiły na spotkanie zaprzyjaźnione koła.