Nie przyznał się do
winy, odmówił składania wyjaśnień, jednak złożył oświadczenie. - Nie chciałem
tego! Od tamtej pory nie ma dnia, żebym nie widział momentu, kiedy on odchodzi
patrząc mi prosto w oczy – mówił podczas pierwszej rozprawy w Sądzie Okręgowym
w Kaliszu Sławomir L., policjant oskarżony o nieumyślne spowodowanie śmierci
Adama Cz. Dziś zeznania złożył także ojciec chłopaka, jego narzeczona, mieszkanka
wieżowca, przy którym doszło do tragedii oraz policjant, który brał udział w
reanimacji postrzelonego 21-latka.
W związku z dużym zainteresowaniem sprawą, dla dziennikarzy
przygotowano specjalne wejściówki na salę rozpraw, a porządku pilnowali
policjanci. Proces rozpoczęło przedstawienie przez prokuratora Wojciecha
Zimocha zarzutu postawionego policjantowi. - Jest on związany z wydarzeniem, które
miało miejsce 14 listopada 2019 roku w Koninie, kiedy to policjanci patrolowali
ulice w godzinach rannych - mówił. - Na ulicy Wyszyńskiego funkcjonariusze zauważyli
trzech mężczyzn, podjęli decyzję o ich zatrzymaniu. Na widok podjeżdżającego
radiowozu jedna z osób zaczęła uciekać porzucając swój plecak. Oskarżony podjął
pościg za uciekającym. Drugi z policjantów i dwóch świadków, młodych mężczyzn zostało,
nie widzieli zdarzenia. Natomiast w dalszym jego przebiegu zostało ono nagrane
przez kamery monitoringu osiedlowego i jest to jeden z istotnych dowodów w tej
sprawie. Przedstawia zdarzenie, aczkolwiek w sposób niecały. Nie było naocznych
świadków, stąd na osobowych źródłach dowodowych opierać się nie można. Istotą sprawy
stały się zatem opinie biegłych.
Jak podkreślił Wojciech Zimoch - prokuratura uzyskała cały
szereg opinii biegłych. - Nie będę ukrywał, że sprawa miała charakter trudny,
choćby z tego względu, że nie wszystkie dowody były w jednej linii – mówił. - Niektóre
opinie były ze sobą sprzeczne. Jednakże ostatecznie dało się ustalić kierunek,
z którego padł strzał. Padł z tyłu ku przodowi. Zdarzenie musiało mieć miejsce
w chwili, kiedy funkcjonariusz policji trzymając w dłoni pistolet służbowy
przeładowany, próbował uchwycić uciekającego Adama Cz. Obrażenia, jakie
powstały w wyniku postrzału, który przeszedł na wylot, skutkowały śmiercią i to
jest finał tego tragicznego wydarzenia. Zebrany materiał dowodowy, ocena i analiza
wszystkich faktów, ustaleń przekonały oskarżyciela, że mamy do czynienia z nieumyślnym
spowodowaniem śmierci.
Sławomir L. podobnie jak podczas wcześniejszych przesłuchań,
tak i przed sądem nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień.
Poprosił jednak o zgodę na złożenie oświadczenia. - Jest mi bardzo źle z tym,
że nie żyje człowiek – mówił z trudem, łamiącym się głosem. - Ten człowiek
zginął z mojej ręki, nie chciałem tego! Od tamtej pory nie ma dnia, żebym nie
widział tego momentu, kiedy on odchodzi patrząc mi prosto w oczy. Trzymałem go
za twarz, krzyczałem do niego, żeby patrzył na mnie, żeby nie zasypiał. Widzę
to każdego dnia, w czasie normalnych czynności domowych, pojawia się nagle i
znika. Gdybym mógł cofnąć czas i to zmienić, to nie podjąłbym tej interwencji!
Policjant przyznał, że tragedia z 2019 roku zniszczyła życie
wielu osób. – Tego chłopaka, mojej rodziny i rodziny państwa Cz. –
mówił. - Moja matka do tej pory nie radzi sobie z tym wszystkim, cały czas
patrzę na jej ból. Bardzo wiele przykrych sytuacji ze strony innych osób
dotknęło wszystkich członków mojej rodziny, przez cały czas żyję ze świadomością,
że wszystko jest przeze mnie. Dotarło do mnie dlaczego pan Czerniejewski,
ojciec tego chłopaka tak bardzo mnie nienawidzi.
Sławomir L. słowa oświadczenia skierował też bezpośrednio do ojca Adama, którego zapewnił, że nie znał jego syna. Była
to odpowiedź na krążące pogłoski, jakoby interwencja funkcjonariusza nie była
przypadkowa. - Panie Arturze na tę chwilę czekałem cztery lata, to mnie
niszczyło – mówił patrząc na stojącego po przeciwnej stronie Artura
Cz. - Ja nie znałem pańskiego syna, nigdy wcześniej nie miałem z
nim żadnych relacji, ani służbowych, ani prywatnych poza jedną interwencją,
która miała miejsce kilka tygodni wcześniej, ale o tym też dowiedziałem się
później. Nie byłem jego trenerem krav maga, nigdy nie trenowałem tego sportu, ani
innych podobnych. Naprawdę nie znałem pańskiego syna. Mówię panu o tym
wszystkim dlatego, że ktoś panu przekazał taką informację i przekonał, że ona
jest prawdziwa. Jest mi strasznie przykro, że pana syn nie żyje. To nigdy mnie
nie zostawi. Myślę, że wiedząc to będzie panu lżej.
Artur Cz. opowiedział przed sądem, w jaki sposób
dowiedział się o śmierci syna, o tym, że policja nigdy nie zapewniła jemu, ani
jego rodzinie opieki psychologicznej, a przed śmiercią syna dowiedział się od
niego, że jest prześladowany przez jednego z policjantów. – Był zatrzymywany
bardzo często, a nigdy nie znaleziono przy nim żadnych narkotyków – powiedział.
Słów o nękaniu przez policjanta nie potwierdziła jednak narzeczona
21-latka. – Nic nie wiem, żeby był zatrzymywany – zeznawała. - Nie widziałam
też, żeby Adaś zażywał jakieś narkotyki. Tego dnia umówił się ze znajomym w
sprawie e-papierosów.
Świadkiem ostatnich chwil życia była Krystyna J., lokatorka
wieżowca, przy którym doszło do tragedii. Gdy gotowała obiad usłyszała zza okna
okrzyk „stój”, ale dopiero gdy rozległ się głośny huk, podeszła do okna. –
Widziałam, że w przejściu na plac zabaw, na boku leży mężczyzna – mówiła. – Policjant
przekręcił go na plecy, odchylił kurtkę i zaczął krzyczeć „patrz na mnie”.
Podjął akcję reanimacyjną, zawołał kolegę po imieniu, żeby wezwał karetkę.
Z zeznań lokatorki wynika, że gdy na miejscu pojawił się
inny policjant, Sławomir L. usiadł na skraju ławki, zakrył twarz rękami, trząsł
się i bardzo mocno płakał. – Kontakt był z nim bardzo utrudniony – mówił funkcjonariusz,
który pomagał w reanimacji. – Poprosił tylko o papierosa – dodał, zapewniając,
że nie ma żadnej wiedzy o tym, żeby policjant znał Adama Cz.
Kolejna rozprawa już jutro.
na