Trudno sobie dzisiaj wyobrazić, że jeszcze w latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia wiejskie kobiety darły pierze. Był to zwyczaj obejmujący wszystkie regiony Polski. Pirzok, wyskubek czy też wydzirka polegała na oddzieleniu chorągiewek i puchu od twardych stosin gęsiego lub kaczego pierza. Pracy tej towarzyszyły śpiewy i rozmowy na różne tematy, opowiadano dowcipy i snuto opowieści np. o duchach.
Darcie pierza odbywało się pomiędzy listopadem a lutym, czyli w okresie, w którym było mało zajęć w polu. Kobiety pomagały sobie nawzajem. Oznaczało to, że najpierw darto pierze w jednym domu, a następnie przenoszono się do kolejnego domostwa. Zazwyczaj bywało tak, że wyskubek urządzano w domu, w którym była co najmniej jedna panna na wydaniu. Przygotowane w ten sposób pierze było wykorzystywane jako wsady do poduszek i kołder, które z kolei były nieodzownym atrybutem każdej weselnej wyprawki dla panny młodej.
Te tradycje starali się odtworzyć niedawno uczestnicy
pirzoka w Filii Bibliotecznej w Budzisławiu Kościelnym. Było to już trzecie
symboliczne darcie pierza. Spotkało się ono, podobnie jak poprzednie, z dużym
zainteresowaniem mieszkanek i mieszkańców Budzisławia Kościelnego i okolic, ale
też i Kleczewa, gdyż wspólnie z budzisławiankami pierze darły koleżanki z
kleczewskiej książnicy. Program spotkania był podobny do ludowego zwyczaju.
Panie najpierw zajmowały się wydzirką, a panowie grali w karty. Był i akordeonista,
który znanymi melodiami umilał zajęcia. Kiedy zakończono czynności przy pierzu,
znalazła się chwila i na degustację, na opowiadanie dowcipów i kontynuowanie
wspólnego śpiewu. – Już myślimy o
następnym pirzoku! – mówią organizatorzy.
opr. Olga Boksa