A jednak krążące pogłoski nie okazały się
zwykłymi plotkami. Znany działacz z Konina, kandydujący m.in. do Rady Miasta, zaatakował
rozbitą butelką właściciela sklepu spożywczego na Chorzniu. Wcześniej sprawca zarówno
właścicielowi, jak i jego żonie groził śmiercią. 50-letni napastnik był pijany.
Miał w organizmie blisko 2 promile alkoholu.
Z suchego policyjnego komunikatu wynika, że 26 listopada o godzinie 19.50, przy sklepie przy ul. Spółdzielców w Koninie, 50-letni mężczyzna groził śmiercią 47-latkowi oraz jego 39-letniej żonie, a następnie uszkodził ciało 47-latka. – Prowadzimy postępowanie dotyczące gróźb karalnych oraz naruszenia czynności narządu ciała – informuje Sylwia Król z zespołu prasowego KMP w Koninie. Nie potwierdza jednak, że napastnikiem był koniński aktywista.
Jak informuje „Konin. Nasze Miasto” – to Jarosław K., ze Stowarzyszenia Zmieniamy Konin, startujący w tegorocznych wyborach samorządowych.
Powodem ataku napastnika – co wynika z wcześniej uzyskanych przez nas informacji – był sposób, w jaki właściciel zaparkował swoje auto. Gdy 50-latek w wulgarny sposób zwrócił mu uwagę, doszło do wymiany zdań, po czym napastnik uderzył 47-latka w głowę rozbitą butelką po piwie (wcześniej w tym właśnie sklepie kupił piwo oraz małą butelkę wódki).
Uderzenie było tak silne, że właściciel przewrócił się na ziemię. Wtedy agresywny sprawca usiadł na nim i nadal dźgał butelką. Zaatakowany zasłaniał głowę ręką, która została poważnie zraniona. Nie wiadomo, co mogłoby się stać, gdyby nie reakcja pracownicy sklepu oraz żony właściciela, które odstraszyły napastnika. Ten odszedł, jednak policja natychmiast go namierzyła.
Wobec sprawcy, po przedstawieniu zarzutów,
zastosowano dozór policyjny. 50-latek ma także zakaz zbliżania się i
kontaktowania z pokrzywdzonym. W momencie zatrzymania miał dokładnie 1,6
promila alkoholu w wydychanym powietrzu.
O okoliczności zdarzenia zapytaliśmy działacza. Zgodnie z jego wersją wydarzeń to on został zaatakowany przez właściciela sklepu. – Tego dnia wieczorem faktycznie robiłem zakupy w tym sklepie i obsługiwał mnie ten sprzedawca – mówi. – Kilka miesięcy temu po raz pierwszy zwróciłem mu uwagę, żeby nie jeździł samochodem na chodniku. Bo on tam parkuje pod samym sklepem. Zapamiętał tę sytuację, i po tym jak zrobiłem zakupy on wyszedł ze mną ze sklepu. Zaczął mnie zaczepiać, wyszła pyskówka, po czym on włożył mi palec w oko. I wtedy ja po prostu ze wszystkich sił zacząłem się bronić. Czekam teraz na wyjaśnienie tej sprawy.
Na
pytanie o zarzuty Jarosław K. przyznał, że je usłyszał i że w tamtym momencie był nietrzeźwy.
na