W 1979 roku na stacji PKP w Sompolnie pojawiły się pierwsze lokomotywy spalinowe produkcji rumuńskiej, nazywane „rumunkami”. Wraz z nimi do miasteczka przyjechali tamtejsi mechanicy i elektrycy, żeby przeszkolić polskich maszynistów. I właśnie wtedy zrodziła się międzynarodowa przyjaźń, która przetrwała do dziś.
38 lat temu mechanicy z Rumunii przywieźli do Sompolna swoje rodziny. – Pan George wraz z żoną Aurelią zamieszkał w moim domu, a pan Florin z żoną Jeniką i córką Gabi u sąsiadów po drugiej stronie ulicy – opowiada Danuta Kaczmarek (córka maszynisty z Sompolna), która wówczas miała pięć lat i szybko zaprzyjaźniła się ze swoją rumuńską rówieśniczką Gabi.
Jak mówi – goście chętnie uczyli się języka polskiego, a przyjaźnie się zacieśniały. – Niestety po roku pobytu w Sompolnie wrócili do swojego kraju – mówi Danuta. – Kontakt nie urwał, zaczęliśmy pisać do siebie listy.
Na pierwsze spotkanie trzeba było poczekać 12 lat, kiedy to Gabi wraz z rodzicami i bratem Viorelem, przyjechali z wizytą do Polski. – Gabi odwiedziła nas ponownie w lipcu tego roku. Zabrała ze sobą swoją rodzinę: mamę Jeny, brata Viorela oraz męża Valentina. Byliśmy wspólnie w Gdańsku, zwiedziliśmy Konin, Licheń i Ślesin. Zaszliśmy również na teren po byłej stacji kolejowej, na której pozostał tylko bardzo zniszczony budynek dworca kolejowego i wieża ciśnień. Pani Jenica ze wzruszeniem patrzyła na zachwaszczony teren, na którym kiedyś stały lokomotywownia, biurowiec oraz warsztaty, w których pracował jej mąż, tam gdzie kiedyś jeździły „rumunki”. Wspomniała, że fabryka, w której były budowane, też została zlikwidowana – opowiada mieszkanka Sompolna.