W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Szczegółowe informacje znajdują się w POLITYCE PRYWATNOŚCI I WYKORZYSTYWANIA PLIKÓW COOKIES. X
Shootersss

Aktualności

Zosia wygrała z nowotworem. Rodzice dziękują za nowe życie swojego dziecka

2017-08-14 07:07:00

Zosia wygrała z nowotworem. Rodzice dziękują za nowe życie swojego dziecka

Uśmiechnięta dziewczynka z opaską we włosach biega pośród gości. Z lekkim zażenowaniem przyjmuje życzenia, odbiera prezenty. I nie do końca może zrozumieć, dlaczego wielu dorosłych ma łzy w oczach. Trzylatka nie do końca zdaje sobie sprawę, że okazja jest wyjątkowa. Zosia Borkiewicz w letnią sobotę świętowała nie tylko swoje trzecie urodziny, ale także… życie. Po ponad roku walki, pokonała nowotwór złośliwy.

Zaczęło się od przeziębienia

Zosię nasi czytelnicy poznali w ubiegłym roku. To wtedy opisaliśmy dramatyczną walkę dziewczynki i jej bliskich. Zwykłe przeziębienie u dziewczynki okazało się początkiem neuroblastomy IV stopnia, a lekarze w brzuszku dziecka znaleźli pełno guzów. – Nowotwór zaatakował też klatkę piersiową, kości i węzły chłonne – wspomina Wioleta, mama Zosi. Na początku kwietnia Zosia i mama trafiły do szpitala w Koninie, a dwa dni później zostały przewiezione do Warszawy, do Instytutu Matki i Dziecka. – W Koninie powiedziano nam, że to nowotwór kości, że Zosia ma coś w nóżce. W stolicy pani doktor od razu rozpoznała neuroblastomę. Nowotwór złośliwy, dla nas te słowa zabrzmiały jak wyrok – mówi cicho Wioleta.

Rozpoczęła się walka z najtrudniejszym przeciwnikiem. I nieprzewidywalnym. Leczenie Zosi odbyło się zgodnie z protokołem opracowanym przez Stowarzyszenie SIOPEN. Dzielna dziewczynka przeszła osiem cykli chemioterapii COJEC, miała pobrane komórki macierzyste, a ponad rok temu usunięcie guza pierwotnego. – Niestety, okazało się, że części guza nie udało się usunąć – opowiada Kuba, tata Zosi. Kolejny etap leczenia to tzw. megachemia, autoprzeszczep komórek macierzystych i radioterapia. Czternaście cykli naświetlań. I w końcu upragnione przeciwciała anty GD-2.

Wszyscy mocno ściskali kciuki, by leczenie się powiodło. Chociaż na każdym kroku Wioleta i Kuba słyszeli, że mało które dziecko przechodzi cały protokół leczenia bez powikłań i odstępstw. Że neuroblastoma to naprawdę trudny przeciwnik i gdy organizm Zosi złapie jakąś bakterię, a proces leczenia się opóźni, to będzie potrzebne leczenie za granicą. – Na szczęście nasza wojowniczka dała radę. Chociaż nie było łatwo. Terapia przeciwciałami miała wiele skutków ubocznych, ale uprzedzano nas o tym. Zmieściliśmy się w terminach wyznaczonych w protokole. I dziękujemy Bogu, że nie musieliśmy płacić za podanie przeciwciał. Że nam się udało – mówi Wioleta i z czułością patrzy na Zosię. Bo nie wszyscy jej koleżanki i koledzy z oddziału mieli aż tyle szczęścia. Część musi szukać pomocy w Niemczech. Inni – za leczenie płacą, bo przeciwciała nie są już refundowane. – To ogromne sumy. Około 160 tysięcy euro za dziecko. My naprawdę mieliśmy szczęście – dodaje Wioleta.

Upragniony powrót do domu

Po ponad roku pobytu w szpitalach, po dziewięciu miesiącach spędzonych w izolatce rodzice Zosi usłyszeli upragnione słowa: możecie zabrać córkę do domu, jest zdrowa. – Tak długo na to czekaliśmy, chociaż jeszcze nie możemy spać spokojnie. W brzuszku pozostała niewielka zmiana, ale pani doktor na razie będzie ją obserwować. Jest szansa, że przy kolejnej kontroli już jej nie będzie, bo przeciwciała działają jeszcze trzy miesiące – tłumaczy Wioleta.

Teraz Zosia i jej mama muszą wrócić do normalności. Zamienić szpitalne życie na to domowe. – Nie jest łatwo. Mam wrażenie, że Zosi przyszło to łatwiej. Ona jest radosna, uśmiechnięta, wszędzie jej pełno. Chciałaby robić sto rzeczy naraz. W ciągu kilku dni nadrobić to, co straciła. Uśmiech nie schodzi z jej twarzy. Mnie jest nieco trudniej. Boję się o nią jeszcze bardziej, niż gdy była w szpitalu. Musimy uważać na wiele rzeczy. Unikać kontaktu z chorymi, bo Zosia ma niską odporność. Ma też cały czas broviaca, tak zwane wejście centralne do podawania leków, kroplówek, pobierania krwi. To było ułatwienie dla pielęgniarek i Zosi. Na razie go nie usunęliśmy. W październiku mamy kolejne badanie. Wtedy podejmiemy decyzję – tłumaczy Wioleta.

Rodzice Zosi mają nadzieję, że najgorsze już za nimi. Że pokonali trudnego przeciwnika. – Staramy się żyć normalnie, ale strach, że to wszystko wróci gdzieś tam się czai. Przed nami dwa lata. Jeśli w tym czasie nowotwór nie zaatakuje, będziemy bardzo szczęśliwi. A po pięciu latach będziemy mogli stwierdzić, że leczenie jest całkowicie zakończone – mówi Kuba. – Chwil przeżytych w szpitalu, strachu o Zosię, jej bólu i cierpienia – nie da się tak łatwo zapomnieć. Wymazać z pamięci. Mamy tylko nadzieję, że ona tego nie będzie pamiętać. Że jest zbyt mała i czas działa na jej korzyść – dodaje.

Wioleta i Kuba są przekonani, że nie poradziliby sobie, gdyby nie pomoc ludzi o dobrych sercach. – Nie sposób wymienić wszystkich. Bliscy i nieznajomi wspierali nas psychicznie, finansowo i fizycznie. Mieliśmy silną armię pomagaczy. To dzięki nim wygraliśmy, pokonaliśmy raka. Wiemy, że nasze „dziękuję” to za mało. Ale dziękujemy z całego serca za nowe życie naszego dziecka – mówią wzruszeni rodzice.

I teraz już mają tylko dwa marzenia. – To największe, by Zosia była zdrowa. I to nieco mniejsze, byśmy w końcu wyjechali na upragnione wakacje, które planowaliśmy przed chorobą córki. I wierzę, że oba się spełnią – mówi Kuba.

Karolina Ławniczak





Komentarze

Autor:
Treść komentarza:

Wybierz obrazek na którym narysowany jest dom:





z fb
no , to niech podziękują , tej wrednej , złej opiece w Krakowskim Instytucie Pediatrii w Prokocimiu , którego personel , tak zaniedbywał Zosię
Pesymistka
Wszystko super ale to jednak rak. Ta choroba ma to do siebie, że wraca ze zdwojoną siłą. Trzymam kciuki, żeby mała była zdrowa :)