Kolejny wybór na prezydenta, burmistrza, wójta jest jak odnowienie
przysięgi małżeńskiej ze społeczeństwem. I nie powinien to być kurtuazyjny
zwyczaj.
Posługując się dalej tą semantyką, można też powiedzieć, że przed
klepnięciem kolejnej piątki, nastąpiło podsumowanie tej poprzedniej. W kampanii
wyborczej. Pomogli sąsiedzi, czyli konkurenci do urzędu. Ale tutaj na szukaniu
podobieństw chcę zakończyć, aby nie wchodzić do alkowy.
Prezydent, burmistrzowie i wójtowie obiecali pięć kolejnych lat. Tak
postanowił ustawodawca. Czyli po tej kadencji trzeba będzie odejść. Jeśli nic
się nie zmieni. Może na posła lub senatora, ale tych posad dla wszystkich nie
wystarczy.
W drugiej kadencji (w niektórych miejscowościach kolejnej, nie tak łatwo
policzyć której) można powiedzieć: a co mi tam, jestem wielki i nie muszę się z
nikim liczyć. Albo z pokorą przyjąć wyliczanie grzechów przez wyborców i starać
się już ich nie popełniać. Aby zapisać się w historii jednej czy drugiej miejscowości
złotymi zgłoskami.
Którą drogą pójdą prezydent, burmistrzowie i wójtowie? Mam nadzieję, że
tą drugą. Pierwsza przypomina trochę marsz Andrzeja Dudy. Wielu miało nadzieję,
że w drugiej kadencji, prezydent będzie uważniej słuchał głosu społeczeństwa,
ale na razie tak nie jest.
W Koninie kandydaci na prezydenta grali do jednej bramki, prezydenta
Piotra Korytkowskiego. W pierwszej turze najbardziej krytykowany był przez
lewicę. Tę oficjalną spod znaku Sebastiana Łukaszewskiego i Kazimierza Pałasza.
Swoje dokładała też ta stworzona przez Macieja Nowickiego, syna byłego
prezydenta Józefa Nowickiego. Iskrzyło pomiędzy odnogami lewicy. Chociaż, gdy
Maciej Nowicki uzyskał bardzo dobry wynik, Kazimierz Pałasz mu pogratulował.
Konkurenci Korytkowskiego nie atakowali Roberta Popkowskiego,
wielkopolskiego lidera Suwerennej Polski, kandydata PiS-u na prezydenta. Jakby
nie widzieli, że niektórych spraw w mieście nie udało się zrobić, bo rząd był
przeciwny. PiS z czekami jeździło do gmin, a Konin omijało.
Po wyborczej burzy teraz czas na układanie życia. Prezydent Korytkowski
chyba nie popełni błędu z pierwszej kadencji. Nie mając większości w radzie,
tak samo jest teraz, liczył, że dobrymi pomysłami przekona wszystkich radnych.
A tak się nie stało. I od razu dostał czerwoną kartkę. Czas więc ulepić
koalicję. Pierwsze głosowania już w maju.