Niegdyś przed świętami Wielkiejnocy bieliło się domy wapnem z krochmalem i wypychało sienniki świeżym sianem. W domach zaczynało pachnieć wędzoną w kominie szynką i pieczonymi ciastami, a jajka farbowało się w łupinach od cebuli… Niektóre zwyczaje pozostały do dziś, inne odeszły w zapomnienie, bo, jak oceniają seniorzy z Wilczyna, czasy mamy bardziej luksusowe.
Na temat wyższości świąt Bożego Narodzenia nad świętami Wielkiejnocy napisano już dziesiątki opracowań i przedyskutowano setki godzin. Dla uczestników Klubu Seniora „Płomień” z Wilczyna to prosta sprawa. – Ze strony religijnej ważniejsze są oczywiście święta Wielkiejnocy, ale rodzinnie to chyba jednak Boże Narodzenie – mówi Marek Ćwikliński. Wszyscy są za to zgodni, że jeśli chodzi o przygotowania, gdy ma się dużą rodzinę, przy obydwu trzeba się narobić. – Są dwuosobowe rodziny, które na święta kupują wycieczkę i jadą do Zakopanego. Niczym nie muszą się martwić. Gdy ma się jednak dużą rodzinę i się ją szanuje, to trzeba się spotkać przy wspólnym stole – podsumowuje jedna z seniorek.
Panie podkreślają, że czasy się zmieniły, dzięki temu i pracy jest trochę mniej. – Pamiętam Wielkanoc w moim domu, gdy robiła ją mama. Obowiązkiem były wiosenne porządki. Malowanie domu wapnem z krochmalem, bo farb przecież nie było. Żeby było bielusieńko dosypywało się farbkę ultramarynę. Pamiętam też przebieranie łóżek, napychanie świeżej słomy do sienników. Wtedy się dobrze spało – wspomina inna z kobiet. Wiele osób dobrze pamięta przedświąteczne świniobicie, by na stole mogły znaleźć się kiełbasy i mięsa. Helena Kujawa twierdzi jednoznacznie: – Dziś święta są luksusowe. Kiedyś było – czym chata bogata, tym rada, a teraz wszystko mamy gotowe – przyznaje. U niej w domu przed świętami matka piekła placki i ustawiała je na ławce, kilka blach, a do tego jeszcze babki lub mazurki. – Tradycje były podtrzymywane, ale nie było takiego wyboru, jak teraz. Dziś mamy szynkę białą, wędzoną, kiełbasy, bigosy. Jak nie ma w domu, to się zamawia. Teraz i chrzan i ćwikła są ze sklepu – twierdzi z ubolewaniem. Szefowa klubu, Marianna Pozorska też wspomina Wielkanoc w rodzinnym domu swojej babci. – Na święta obowiązkowa była szynka z kością, odpowiednio wędzona wisiała w kominie w specjalnym woreczku. Zawsze stał też duży koszyk z kolorowanymi w liściach jajkami. W moim domu pozostała tradycja jedzenia szynki wędzonej, ale jajka malujemy już farbkami – opowiada. Przyznaje też, że od kiedy mieszka w Wilczynie, zawsze podobała jej się tradycja noszenia święconki w pięknie udekorowanych koszyczkach. – Panie robiły specjalne, wyszywane serwetki. W koszyczku obowiązkowo były pisanki – różne i gotowane w liściach, i kraszanki, i ozdabiane skrawkami materiałów. W tej chwili wydmuszki zastępują nam jajka ze styropianu – mówi Marianna Pozorska. – Problem jest tylko taki, że te jajka nie mają smaku – żartuje Marek Ćwikliński.
Choć przed laty było biedniej, każdy z seniorów wspomina święta, jako czas przepychu i smakołyków. – Niegdyś takie pyszności były podawane tylko w święta, dziś wszystko mamy na co dzień, stąd różnica – przyznają.
I choć warstwa kulinarna Świąt Wielkanocnych trochę się zmieniła, niektóre tradycje pozostają takie same. Mieszkańcy Wilczyna nadal dzielą się podczas świątecznego śniadania jajkiem, nadal przygotowują palmy z kwiatów i krepiny. Niezmienna została dekoracja stołu i gryszpan, czy jak kto woli, bukszpan do dekoracji. Do koszyczka ze święconką nadal wkłada się po kawałku chleba, kiełbasy, pieprz, sól, chrzan i oczywiście jajka. I tylko święcenie wygląda inaczej. – Przed wojną to ksiądz chodził po domach. W każdej wsi, u jednego gospodarza nakrywany był duży stół i tam schodzili się wszyscy sąsiedzi, a ksiądz święcił. Później brał sobie szynkę i jaja na swoje święta. Dziś, kto ma życzenie, sam idzie z koszyczkiem do kościoła – opowiada Helen Kujawa.