- Nie znam
oskarżonego osobiście, ale z tego co słyszałem w komendzie, to lubił robić
wyniki – zeznawał dziś przed Sądem Okręgowym w Kaliszu były policjant z Konina,
który krótko po tragicznym zdarzeniu z 14 listopada 2019 roku został zwolniony
ze służby. – Koledzy rzekomo rozpoznali mój zniekształcony głos w wywiadzie
udzielonym Stonodze, z którym nigdy nie rozmawiałem - zapewniał.
Koledzy rozpoznali
głosy
Przed wydaleniem ze służby funkcjonariusz pracował w Komisariacie
Policji w Sompolnie, a wcześniej przez kilka lat w wydziale ruchu drogowego w
Koninie. – Nie przypominam sobie, żebym miał styczność z oskarżonym, ale po
zdarzeniu mówiło się w komendzie, że lubił robić wyniki, nie zważając na środki
– zeznawał. - Chodziło o mandaty, ujawnianie przestępstw i wykroczeń. Słyszałem
też o metodach nie zawsze zgodnych z prawem i naciąganiu faktów.
Świadek zaprzeczył, jakby miał udzielić wywiadu Zbigniewowi Stonodze,
w którym ujawnione zostały nieprawidłowości w konińskiej policji. Dlaczego w
takim razie został z tym wywiadem powiązany? – Mój ówczesny naczelnik zwołał
policjantów, którzy powiedzieli, że rozpoznają mój głos – odparł. - Oczywiście można wydalić ze służby dla „dobra
służby” bez podania przyczyny. Ja takiej przyczyny nie usłyszałem.
Były funkcjonariusz zeznał, że wcześniej złożył do
prokuratury zawiadomienie dotyczące ówczesnego przełożonego, naczelnika
wydziału ruchu drogowego, co – jak sugerował przed sądem - mogło być właśnie powodem
zwolnienia.
„Z uwagi na ważny interes służby” – taki powód usłyszał drugi
z policjantów, który również stracił pracę w konińskiej policji. – Nie dopytywałem
dlaczego, zresztą nie chciałem już dłużej służyć w tej formacji – zeznawał podczas
dzisiejszej rozprawy. Jego głos w wywiadzie ze Stonogą również został
rozpoznany przez kolegów. – Mimo, że był dublowany! - podkreślił zaprzeczając,
by rozmawiał ze Stonogą. Potwierdził natomiast, że przez krótki czas pracował z
oskarżonym w jednym wydziale, ale go nie zna osobiście.
Czy policjanci kupują
sobie „wyposażenie”?
Co oznacza dynamiczne użycie broni? Czy przełożeni tolerują
wyposażenie policyjne zakupione we własnym zakresie i ile siły trzeba użyć,
żeby nacisnąć spust? Na takie między innymi pytania dotyczące m.in. metod stosowanych
w konińskiej komendzie oraz nieregulaminowego wyposażenia funkcjonariuszy odpowiadał
dziś przed sądem policjant, który 14 listopada 2019 roku został wezwany na
interwencję w związku ze strzałem oddanym przy wieżowcu przy ulicy
Wyszyńskiego.
– Jeśli chodzi o broń, to za każdym razem przed rozpoczęciem
służby jest ona pobierana z magazynu – zeznawał. - Kierownik osobiście wydaje ją
oraz magazynki. Jest to odnotowywane w książce, a policjanci składają podpisy.
Jeśli chodzi o gaz pieprzowy, to mam go przy sobie cały czas, tak samo jak kajdanki,
czy kaburę, którą noszę na pasie.
Na pytanie czy przełożeni tolerują wyposażenie zakupione we
własnym zakresie, na przykład plastikowe kabury umożliwiające szybkie wydobycie
broni, funkcjonariusz odparł, że nigdy sam nie kupował sprzętu. – Nie
zgłębiałem się w ten temat. Zawsze byłem wyposażony w umundurowanie i
uzbrojenie mi przydzielone. Nie wiem w co w dniu oddania strzału wyposażony był
i jak uzbrojony oskarżony.
Na pytanie sądu, co trzeba zrobić, żeby użyć broń, policjant
odparł, że wystarczy ją tylko przeładować. – A czy żeby nacisnąć spust to
trzeba użyć więcej siły? – dopytywała sędzia. – Nie ma specjalnego siłowania
się - odparł policjant. – Język spustowy jest długi, jeśli naciśniemy go
spokojnie, to czujemy kliknięcie uwolnionej iglicy, jeśli dynamicznie nie
czujemy kliknięcia.
- Co oznacza strzelanie dynamiczne? – dopytywał oskarżyciel
posiłkowy. – To jest po prostu szarpnięcie. Pocisk wystrzelony nawet z bliskiej odległości rzadko trafia do celu – odpowiadał policjant.
Oskarżyciel posiłkowy wniósł o przeprowadzenie eksperymentu
procesowego, mającego na celu sprawdzenie siły nacisku na język spustowy
pistoletu, którego użył oskarżony. – Jest to bardzo istotne, ponieważ pozwoli ustalić
stopień prawdopodobieństwa oddania przypadkowego wystrzału oskarżonego, kiedy
biegł z bronią z palcem na języku spustowym – uzasadniał swój wniosek.
Nie zgodzili się z nim ani prokurator, powołując się na
ustalenia biegłych, którzy dokonali w tej sprawie oceny, ani obrońca Sebastiana
L.
O tym, jaką decyzję podejmie sąd dowiemy się na kolejnej
rozprawie, której termin wyznaczono na 19 stycznia.
Wpis zniknął,
szczególny nadzór pozostał
Dzisiejsza rozprawa również odbyła się „pod szczególnym
nadzorem”. Oskarżony chroniony był przez kilku uzbrojonych „antyterrorystów” i
eskortowany kilkoma radiowozami. Każdy wchodzący na salę rozpraw, w tym
dziennikarze, był szczegółowo przeszukany i „prześwietlony” wykrywaczami
niebezpiecznych przedmiotów. Wpis, który tak zaniepokoił służby, zniknął z fb
ojca Adama Cz.
na