Można byłoby się spodziewać, że poseł Paulina Hennig-Kloska, kiedyś z Nowoczesnej, a teraz od Hołowni i poseł PO Tomasz Nowak, to przyjaciele. W ostatnich wyborach startowali przecież z jednej listy. Nic bardziej błędnego. Ich kontakty idą w kierunku dowcipu z wąsami: wróg – większy wróg – koalicjant. A przecież mają wspólnie obalać PiS. Potem razem rządzić.
Chyba nie tylko w Koninie, Nowak zajął miejsce po plakatach Hennig-Kloski. Ona, na razie, z Gniezna, do centrali okręgu wyborczego nie przyjeżdża, ale bez wątpienia nalot zrobi przed październikiem. Na pewno pomoże jej zwolennik Hennig-Kloski, ulokowany we władzach miejskich PO w Koninie, wiceprezydent miasta Paweł Adamów. A można powiedzieć, że to specjalista od bezpośredniego pozyskiwania wyborców. Chodził po domach, kiedyś w Poznaniu, a podczas ostatnich wyborów samorządowych w Koninie.
O Szymonie Hołowni nic więcej złego nie napiszę, bo już dużo napisałem. Że rozwala opozycję, to widać gołym okiem. Nie mając swoich posłów, partyjnych struktur w terenie, do roboty chce zaprząc Władysława Kosiniaka-Kamysza, a on się bez sensu na to godzi. Może zmądrzeje, do czego namawiają prezesa ludowcy w terenie.
Hennig-Kloska chce natomiast utrzeć nosa Nowakowi. Z jej środowiska wychodzą informacje, że poseł Tomasz Nowak zawsze przygotowuje w Koninie słabą listę wyborczą, aby nie mieć konkurencji i łatwo dostać się do sejmu. Że teraz te jego zagrywki rozszyfrowali w Warszawie i chcą mu na pierwsze miejsce wcisnąć Katarzynę Lubnauer albo Barbarę Nowacką. Po wyborach, Paulina Hennig-Kloska i Tomasz Nowak, chyba nie pójdą pracować w jednym ministerstwie…