W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Szczegółowe informacje znajdują się w POLITYCE PRYWATNOŚCI I WYKORZYSTYWANIA PLIKÓW COOKIES. X
Jobs First

Aktualności

Jakie mieli święta w dzieciństwie? Zdradzili nam to burmistrz, wójt, proboszcz, wiceminister i wicewojewoda

2020-12-26 11:38:14
Aleksandra Wysocka
Napisz do autora
Jakie mieli święta w dzieciństwie? Zdradzili nam to burmistrz, wójt, proboszcz, wiceminister i wicewojewoda

Każdy z nas ma w pamięci chwile ze świąt w dzieciństwie, do których wraca we wspomnieniach, a potrafią to być rozmaite rzeczy bądź wydarzenia. O tym, co najbardziej zapamiętali z odległych czasów bożonarodzeniowych, opowiedzieli nam burmistrz Rychwała Stefan Dziamara, wójt Wierzbinka Paweł Szczepankiewicz, proboszcz parafii pw. św. Maksymiliana Kolbe w Koninie ks. Radosław Cyrułowski, wiceminister rolnictwa Ryszard Bartosik oraz wicewojewoda wielkopolska Aneta Niestrawska. Możemy też zobaczyć, jak wyglądali, kiedy byli dziećmi.

Stefan Dziamara

Burmistrz Rychwała w swoich świątecznych wspomnieniach cofnął się do lat 70. XX wieku, kiedy wyczynem było zdobycie takich specjałów, jak cytrusy czy lepsze słodycze. Zdradził zatem, że w jego rodzinnym domu czasem takie luksusowe produkty się znajdowały, a to za sprawą krewnych znad morza. – Brat mojej mamy był oficerem Marynarki Wojennej, później pływał także na statkach handlowych. Wraz z moimi trzema braćmi wiedzieliśmy, że jak przyjedzie na święta wujek Stasiu z żoną, czyli ciocią Rysią, to będą one wyjątkowe, bo przywiozą pomarańcza, kawę lub papierosy Marlboro, których zapach pamiętam do dzisiaj, co może wydawać się dziwne. Moja mam nigdy nie paliła papierosów, ale gdy ciocia przyjeżdżała, to we dwie sobie puszczały dymka i wtedy zapach ten czuć było w całym domu, a utrzymywał się jeszcze przez kilka dni. Natomiast wyczekiwaną pomarańczę dzieliliśmy pomiędzy wszystkich, aby każdy mógł choć poczuć jej smak – wspomina Stefan Dziamara. – Tych wszystkich rzeczy wówczas mogliśmy spróbować tylko dlatego, że przywozili je w święta krewni znad morza. Z niecierpliwością zatem na nich czekaliśmy, ale żeby oni mogli przyjechać do mojego rodzinnego domu w Wichertowie, musieli pokonać fatalną drogę, zaspy i inne przeszkody, co nie było łatwe w tamtych czasach – dodaje.

Paweł Szczepankiewicz

Natomiast Paweł Szczepankiewicz, jako dziecko najbardziej bał się wizyty kolędników, którzy przychodzili w wigilijny wieczór. – Tego dnia wszyscy byliśmy grzeczni, bo rodzice mówili, że wtedy będzie dobrze, a w przeciwnym razie byśmy dostali rózgą od kolędników. Pamiętam, że najbardziej bałem się postaci, która przedstawiała śmierć, bo straszyła wyglądem. Mówiliśmy na nich wiliorze, bo tak ich na wsi nazywano. Kiedy na nich czekaliśmy, siedziałem zawsze na kolanach u mamy lub taty, bo miałem stracha na myśl, że przyjdą. Gdy wchodzili, było głośno, śpiewali kolędy, siano kiedyś wysypali na środku pokoju i odegrali swój obrzęd, a także pytali, czy dzieci były grzeczne – wspomina wójt Wierzbinka. Natomiast podczas kolacji wigilijnej było danie, którego nigdy nie lubił. – Kluski z makiem najbardziej mi nie smakowały, za to uwielbiałem śledzie w śmietanie z ziemniakami, i tak zostało do dziś. Wyzwaniem było też składanie życzeń, bo nigdy nie wiedzieliśmy, jakie powinny być – dodaje Paweł Szczepankiewicz. Jego wspomnienia związane są też z inną wigilijną tradycją. – Pamiętam, że zawsze prosiłem tatę, aby zaprowadził mnie do budynku gospodarczego, bo wiedziałem, że tej nocy przemawiają zwierzęta i chciałem posłuchać, co mówią. Ale on mi tłumaczył, że dzieje się to dopiero po północy i za długo trzeba czekać, więc nie chodziliśmy. To wszystko miało swój urok – dodaje.

Radosław Cyrułowski

Nieco inne sytuacje zapadły w pamięci księdzu Radosławowi Cyrułowskiemu. – Święta z dzieciństwa zawsze kojarzą mi się z brakiem apetytu podczas wigilii. Lubiłem tylko kluski z makiem, a potem doceniłem jeszcze potrawy z grzybami, i nic innego, więc nie miałem ochoty na jedzenie tego wieczora – zdradza proboszcz z „Kolbego”. – Poza tym pamiętam myśli i działania zdominowane poszukiwaniem prezentów po domu. Wiedziałem, że był wcześniej Święty Mikołaj i zostawił prezent dla mnie, więc zawsze szperałem po szafkach, aby go znaleźć. Zazwyczaj mi się to udawało, więc potem dostawałem drugi. Pod choinkę był wkładany przed wigilią, więc całą kolację myślałem o tym, co jest w tej paczce, i to był drugi powód tego, że nie miałem ochoty jeść, tylko rozpakowywać prezenty – wspomina kapłan. – To były wtedy inne święta, niż teraz, ale na pewno dla każdego pokolenia są one wyjątkowe – podkreśla.

Ryszard Bartosik

Boże Narodzenie z dzieciństwa dla Ryszarda Bartosika to przede wszystkim zapach siana. – Zapamiętałem same przygotowania do wigilii, to zamieszanie, które im towarzyszyło. A że wychowywałem się na wsi, pamiętam, jak tato przynosił do domu siano zebrane z naszej łąki, którego zapach wspominam do dzisiaj. Poza tym, wieczorem w wigilię chodziliśmy do zwierząt, żeby dać im taki specjalny opłatek. A przed północą wszyscy razem szliśmy na pasterkę do kościoła. W tym czasie byłem zawsze w centrum uwagi w domu, bo byłem najmłodszy spośród braci, dlatego był to dla mnie bardzo miły czas – wspomina wiceminister rolnictwa. – Wśród obrazów z dzieciństwa są jeszcze stół wigilijny i zgromadzona przy nim rodzina oraz zapach choinki, która zawsze była żywa. Pamiętam też gwiazdorów, na których czekałem z obawą, zwłaszcza dzwonek, który było słychać, jak zbliżali się do domu, bo wiązało się to z dużymi emocjami – dodaje Ryszard Bartosik.

Aneta Niestrawska

Licznie zgromadzona podczas świąt rodzina najbardziej utkwiła w pamięci wicewojewodzie wielkopolskiej, ale także inne chwile, które były dla niej niezbyt miłe z powodu strachu, jaki odczuwała. – Zawsze przychodził wieczorem Mikołaj, który miał duży worek, ale i rózgę. Pamiętam, że bardzo się go bałam, więc chowałam się przed nim, ale miałam kuzyna, który stawał w mojej obronie i odbierał od niego prezenty dla mnie i mi je podawał – zdradza Aneta Niestrawska. – Każdego roku najpierw było emocjonujące oczekiwanie na niego, ale potem baliśmy się tej rózgi, dlatego zapadło to w mojej pamięci – dodaje.

Jak widać, każdy pamięta coś innego, bo dla każdego z nas inne okoliczności były wówczas wyjątkowe, a tylko takie chwile z rozrzewnieniem wspominamy. Nasi rozmówcy podzielili się także swoimi najstarszymi zdjęciami, jakie mają z dzieciństwa i lat młodości. Czy z łatwością można ich rozpoznać?

Jakie mieli święta w dzieciństwie? Zdradzili nam to burmistrz, wójt, proboszcz, wiceminister i wicewojewoda
Jakie mieli święta w dzieciństwie? Zdradzili nam to burmistrz, wójt, proboszcz, wiceminister i wicewojewoda
Jakie mieli święta w dzieciństwie? Zdradzili nam to burmistrz, wójt, proboszcz, wiceminister i wicewojewoda
Jakie mieli święta w dzieciństwie? Zdradzili nam to burmistrz, wójt, proboszcz, wiceminister i wicewojewoda
Jakie mieli święta w dzieciństwie? Zdradzili nam to burmistrz, wójt, proboszcz, wiceminister i wicewojewoda



Komentarze

Autor:
Treść komentarza:

Wybierz obrazek na którym narysowany jest dom:





ach ten czas
W dniu wigilii pamiętam że śpiewaliśmy kolędy a do jedzenia była kapusta z grochem, śledzie na zupę śledziową takie z mleczem i ikrą. Kluski z makiem bo mąkę mieliśmy swoją i mak też. Popijaliśmy kompotem z suszonych owoców które się zbierało pod drzewami i suszyło w piecu chlebowym po chlebie, potem wisiały w torbie materiałowej i czekały na wigilie. Na pasterką brnęliśmy w śniegu po kolana i było wesoło.Za gwiazdorów też żeśmy chodzili głównie po to by dziewczyny trochę postraszyć,ale grzecznie i z umiarem. Pomarańczy nie znałem bo żadnych czerwonych trepów w rodzinie nie miałem,zresztą PProwiec (bo tak się mówiło)to była hańba dla rodziny na wsi.