Wizyty kandydatów do Europarlamentu w naszym regionie przed wyborami to
takie wakacyjne romanse. Co po nich pozostaje? Dobrze jak po tych wakacyjnych
tylko miłe wspomnienia. Po tym zalecaniu się posłów, już teraz z Brukseli,
oczekiwalibyśmy czegoś więcej. Na wiele nie możemy jednak chyba liczyć,
nauczeni dotychczasowymi doświadczeniami…
Z rządzącej koalicji do Parlamentu Europejskiego, z Wielkopolski, poszli kandydaci ze ściany wschodniej, jakby tam nie mieli swoich wyborców (z Wielkopolski są posłanki z PiS-u i Konfederacji)? To niestety wróży taką kampanijną znajomość. No może o Poznań nasi reprezentanci w Europie zahaczą po drodze do domu, ale do Konina będzie już za daleko.
Czy byliby tutaj oczekiwani? Bez wątpienia tak, bo pieniądze z Brukseli
mają do nas płynąć na złapanie wiatru w żagle po likwidacji kopalń węgla
brunatnego. Oby tylko z nimi nie było jak z Yeti. Wszyscy o nich już
słyszeliśmy, ale nikt ich jeszcze nie widział.
Myślę, że poseł Tomasz Nowak telefony od politycznych pobratymców, od
posłanek i posłów, już zebrał, aby mieć z nimi stały kontakt. Chociaż gadam
takie głupoty jakbym żył na innej planecie. Na pewno ma do Ewy Kopacz, która
już była i to stąd w Brukseli, a w ciągu pięciu lat ani razu się tutaj nie
pojawiła. Jeśli jednak z nią odnowimy wakacyjny romans, może przerodzi się w
coś trwalszego?
W wyborach parlamentarnych, samorządowych i teraz europejskich PO postawiła na młodego polityka, który jest blisko prezydenta Piotra Korytkowskiego, Rafała Duchniewskiego. Spinał działania organizacyjne w mieście. PO w Koninie wygrała. Prezydentem ponownie został Korytkowski. Duchniewski wystartował do sejmiku wojewódzkiego i nie ma się czego wstydzić. Teraz w eurowyborach miał z Konina ciągnąć listę i to zrobił. Czy jednak na tym zakończy się jego kariera? Myślę, że nie, jeśli władzy partyjnej PO, czyli posłowi Tomaszowi Nowakowi, nie zabraknie odwagi.