Nie wszystkich polityków opozycji przekonuje to, że tylko jedna, wspólna, lista gwarantuje zwycięstwo w wyborach parlamentarnych i przyszłe rządzenie krajem. Niektórzy zachęcają, aby – jeśli nie mogą dogadać się wodzowie – fajkę pokoju zapalili Indianie. Czy udałoby się to w Koninie?
PO rządzi tutaj wspólnie z lewicą i Polską 2050, która powstała z żebra Platformy. Czyli już coś jest. Kłopot byłby z PSL-em. W mieście tej partii praktycznie nie ma, ale w powiecie już tak. Z tego ugrupowania pochodzi starosta Stanisław Bielik i myślę, że jest mu wierny. Co prawda obecnie jest posądzany, że skręcił w stronę PiS-u, ale walczył o swoje, nie dał się obalić radnej z PO.
Czyli można byłoby powiedzieć: w Koninie mamy dogadane? Oj, nie. Problemy dopiero by się zaczęły, gdyby próbowano stworzyć wspólną listę. Pretendentami do jedynki byliby na pewno Tomasz Nowak z PO i Paulina Hennig-Kloska od Hołowni. Ale idąc w las, drzew by przybywało, czyli problemów.
Mocno rozpychałaby się lewica, w której są trzy partie i żadna nie będzie chciała odpuścić. W poprzednich wyborach, na samodzielnej liście, pierwsza była kandydatka Wiosny z Wrześni (przegrała). Teraz Piotr Czerniejewski z tego samego odłamu i z Konina też już wyraził gotowość do ubiegania się o poselski mandat.
Przypomni o sobie stary szkielet lewicy. Słychać, że chęć na ściganie się do sejmu ma radny koniński Tomasz „Starówka” Nowak. W walce o miano lidera partii przegrał z Karolem Fritzem. Chyba chce sobie tę porażkę zrekompensować. W Koninie o miejsce w parlamencie może się ubiegać dwóch Tomaszów Nowaków. A wyborcy potrafią się mylić. Już kiedyś podobna sytuacja tutaj zaistniała.
Czy zapomniałem o szefie struktur miejskich lewicy w Koninie Karolu Fritzu? Nie, ale potwierdzają się sygnały, że Warszawa go nie interesuje. On poważnie myśli o kandydowaniu na urząd prezydenta Konina.
Lewica rządziła tutaj od zawsze, z czteroletnią przerwą dla Marka Waszkowiaka (dzisiaj PiS – nie PiS), a teraz przegrała z Piotrem Korytkowskim z PO. Co będzie za rok?